sie 26 2015

7 marca 2014


Komentarze: 0

 

7 marca 2014

Bardzo często słyszałam, o zbawiennym wpływie ćwiczeń fizycznych, na nasze samopoczucie.

Myśl o rozpoczęciu regularnych treningów, powracała do mnie dosyć często. Jak praktycznie każda kobieta, chciałabym mieć zgrabną sylwetkę. Wiesz, szczupłe nogi, wcięcie w talii, płaski brzuch. Gdy zobaczyłam siebie, oczyma wyobraźni, z takim ciałem, to od razu zrobiło się weselej. Dlatego w ramach mojego projektu poszukiwania szczęścia, do moich codziennych zajęć, dodałam również ćwiczenia fizyczne.

Cel postawiłam sobie dość ambitny: start w maratonie. Jesli mam poświęcać temu czas, muszę mieć też coś o co chce się walczyć. Oprócz sylwetki muszę mieć cos bardziej wymiernego. Czas przygotowań, powiedzmy miesiąc, dwa, nie może to być aż tak trudne, a ja na co mam czekać?

Piękna sylwetka sama się nie zrobi. Z tym przekonaniem ubrałam moje stare adidasy, wygrzebłam

z szafy dres, który służył mi jeszcze w gimnazjum, na zajęciach wychowania fizycznego oraz

spodnie sprane tak, że nie widać było już pierwotnego koloru (teraz były brudno-szare).

Posprawdzałam, czy wszystkie urządzenia elektryczne są powyłączane i raźnym krokiem

wyszłam na zewnątrz. W parku w pobliżu mojego domu mamy piękne, zacienione przez drzewa alejki.

Na szczęście, nijaka w tym roku zima postanowiła już nas opuścić i wyruszyć w bardziej

odpowiednie dla niej miejsce. W każdym razie, dzień był całkiem ciepły, a z nieboskłonu

uśmiechało się do mnie radosne słoneczko. Ptaki całkiem wiosennie śpiewały przegadując

się wesoło, a trawa zieleniła się soczyście. W takie dni nikt nie może powiedzieć, że życie nie jest

piękne!

Stojąc w parku, w głębi jednej z alejek, zrobiłam rozgrzewkę, a raczej to co mi się rozgrzewką

wydawało. Później postanowiłam zrobić kilka okrążeń wokół parku, tak na dobry początek. Rozpoczęłam od lekkiego truchtu i po chwili czułam się tak jakbym miała za chwilę umrzeć. CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE?

Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, próbując dojrzeć źródło problemu. Prawda była

okrutna: mam tak słabą kondycję, że nie jestem w stanie dobiec do pobliskiego słupa. Roztrzęsiona

wstałam patrząc na moje nogi, ból w mięśniach był okropny, a najgorzej czuły się moje płuca. Kiedy upadłam? To ciekawe pytanie tym bardziej, że niezbyt wyraźnie widzę, a słup rozmnożył się niczym myszy.

Postanowiłam tutaj zakończyć mój trening i zrezygnowana, wlekąc się niemiłosiernie dotarłam

do domu. Stwierdziłam, że ruch nie daje szczęścia a głęboką depresję. Z tym przekonaniem zabrałam

do swojego pokoju paczkę czipsów, którą zjadłam zawinięta szczelnie kołdrą, siedząc przy komputerze i przeglądając Facebooka.

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz